Głos społeczności się liczy – crowdfunding cz.I

Każdemu zależy na społeczności, która nie tylko będzie zainteresowana naszymi działaniami, ale zaangażuje się w nie z własnej woli, będzie uczestniczyć w realizowanych przez nas projektach i czekać na kolejne. Utopia? Rzecz niemożliwa do zrealizowania? Przykłady z życia udowadniają, że niekoniecznie.

Chcąc angażować ludzi w realizowane przez nas projekty musimy liczyć się z tym, że zrobią to z przekonaniem pod warunkiem, że uwierzą w to co robimy, lub sami odczują korzyści płynące z naszych działań. Być może brzmi to okrutnie i stwarza poczucie, jakoby PR oraz marketing nie miały sensu, jednak nic bardziej mylnego. Każdy z nas, aby wyrwać się z codziennej rutyny i zmobilizować do zaangażowania w dodatkowe dziedziny, musi być albo przekonany, że coś z tego będzie miał, albo szczerze wierzyć, że ma to sens. Dana sprawa musi nas dotyczyć i mieć dla nas znaczenie, abyśmy chcieli poświęcić jej czas i uwagę. Urzeczywistnieniem tego mechanizmu jest crowdfunding oraz crowdsourcing.

Ziarnko do ziarnka, a uzbiera się miarka

Zacznijmy od samego początku, czyli etymologii słowa crowdfunding, będącego połączeniem dwóch anglojęzycznych wyrazów – crowd oznaczającego tłum, oraz czasownika fund, czyli finansować. Idąc tym tropem nazwa tego zjawiska oddaje dosłownie to, co stanowi jego ideę. Crowdfunding (inaczej finansowanie społecznościowe) polega bowiem na finansowaniu dowolnego (legalnego) projektu poprzez liczne, acz drobne wpłaty uiszczane przez internautów, najczęściej zupełnie nam nieznanych. Dlaczego obcy ludzie dają nam pieniądze? Wracamy w tym miejscu do punkty wyjścia – bo uznają, że to ma sens. Czy za tą wiarą kryje się przekonanie, że coś będzie fajnym gadżetem, zabawnym filmem, zabawką o której sami marzyli w dzieciństwie, czy po prostu dobrym uczynkiem? Obojętnie. O to najlepiej zapytać samych zainteresowanych.

Pierwszym i do tej pory chyba najbardziej rozpoznawalnym serwisem, który umożliwiał wpłacanie drobnych dotacji na rzecz wybranych projektów, był założony w 2009 roku amerykański portal Kickstarter. Wśród najgłośniejszych projektów zrealizowanych dzięki pomocy jego społeczności, wymienić można m.in. pierwszy zegarek typu smartwatch marki Pebble, nową konsola do gier OUYA, film Veronica Mars, czy niezliczone dodatki do najpopularniejszych gier komputerowych, takich jak chociażby Dark Souls. Uzbierane na podobne projekty kwoty nierzadko wynoszą miliony, choć znajdą się też takie, których budżet wynosił kilkaset dolarów.

Mechanizm działania

Od czasu powstania pierwszego serwisu crowdfundingowego, przybyło wiele innych, podobnych, także o zasięgu lokalnym, gdzie drugim światowym graczem obok Kickstartera, stała się platforma Indiegogo. Obecnie portali tego typu jest ponad 1600, zaś w 2015 rok, w samej tylko Unii Europejskiej, internauci sfinalizowali projekty o łącznej wartości 5,1 miliarda dolarów. Na krajowym podwórku działają m.in. Polakpotrafi.pl, Bessfund.pl, Wspieram.to, czy Wspieramkukturę.pl. I choć ich idea jest podobna, różnią się one mechanizmem działania jak również dziedziną, na której wsparcie pozwalają. Przykładem jest serwis Megatotal.pl, który pozwala na wsparcie tylko projektów muzycznych.

W tym miejscu należy jednak podkreślić jedną istotną rzecz, jaka wiąże się z pozyskiwaniem środków na realizację kreatywnych pomysłów. Jako że nie ma nic za darmo, również pomysłodawcy zbiórek dają swoim darczyńcom coś w zamian. Czasami będzie to produkt, który powstał dzięki zebranym środkom, gadżet związany z działalnością lub inny bonus. W przypadku większych przedsięwzięć, posiadających wręcz znamiona startupów, będą to udziały. Przykładem polskiego serwisu udziałowego jest m.in. Wspolnyprojekt.pl oraz Crowdangels.pl. Serwisy tego typu działają podobnie do aniołów biznesu – jeżeli dany projekt zainteresuje grupę inwestorów, w zamiast za zainwestowane środki otrzymują oni udziały w powstałej spółce. Model ten, nazywany crowdfundingiem udziałowym lub inwestycyjnym, cieszy się szczególną popularnością w Stanach Zjednoczonych oraz Wielkiej Brytanii.

Szczególnym przypadkiem, który w ciągu ostatnich miesięcy cieszy się coraz większym zainteresowaniem tak internatów, jak i twórców, jest serwis Patronite, rozsławiony w Polsce m.in. dzięki aktywności Krzysztofa Gonciarza. Serwis ten pozwala każdemu na objęcie kogoś lub czegoś patronatem. W ramach działań patronackich co miesiąc wpłacana jest zadeklarowana kwota. Tym, co patron dostaje w zamian jest zapewnienie, że twórca którego wspiera będzie nadal robił to, co robił dotychczas. To, na ile zaangażuje swoich patronów we własną aktywność zależy już tylko od niego.

Crowdfunding a fundrising

W tym miejscu może pojawić się pytanie – czym różni się finansowanie społecznościowe od zbiórki publicznej? Przede wszystkim formą prawną. Zbiórka publiczna to regulowana i osadzona w ramach przepisów prawa forma zbierania pieniędzy na cele określane jako publicznie pożyteczne. W praktyce dotyczy to przede wszystkim organizacji NGO – dajemy im swoje pieniądze i liczymy, że sumiennie wywiążą się z zadeklarowanych działań. Crowdfunding pozwala na zrealizowanie projektu o dowolnym, nawet najbardziej absurdalnym charakterze (np. pistolet na sól).

Sedno sprawy – co mają z tego firmy?

Choć o crowdfundingu najczęściej mówi się w kontekście pozyskiwania środków na rozpoczęcie działalności, niekoniecznie musi tak być. Wiele firm organizuje zbiórki na rzecz wybranych projektów, których jest inicjatorem. Będzie miało to szczególny sens, jeśli zbiórka dotyczy projektów edukacyjnych lub w ramach prowadzonego CSR. Angażując w daną ideę ludzi postronnych, firma zyskuje przede wszystkim zaangażowanie społeczności, jak również informację zwrotną, na ile naszą inicjatywę popierają przypadkowe, nie znające nas, ani naszych produktów, osoby.